Szukaj na tym blogu

sobota, 17 stycznia 2015

Nie można mieć wszystkiego....


9 miesięcy w nowym miejscu... Czy ciężko nam było się przestawić? O dziwo nie, nawet wcale. Wiadomo, wiele trzeba zrobić od nowa ale to nie miało i nie ma żadnego wpływu na naszą aklimatyzację tutaj. Dziadek sąsiadów pytał mnie podczas belowania "nie przykrzy wam się tutaj"? Zastanowiłam się przez chwilę, nie z braku odpowiedzi lecz raczej by upewnić się w odpowiedzi której udzieliłam. "Nie" odpowiedziałam. "Nam się ze sobą nie nudzi". Faktycznie, pracujemy razem z mężem. Spędzamy ze sobą niemalże 24 godziny na dobę, a najlepsze dni to jak jesteśmy wszyscy razem i córa ma wolne od szkoły. I nawet jak jesteśmy pochłonięci pracą to tak jest najlepiej GDY JESTEŚMY RAZEM.  I wcale nam się ze sobą nie nudzi.

Jednak nie ma tak, ze nic nas w nowym miejscu nie zaskoczyło, oj nie ma tak dobrze! To choróbsko o którym pisałam wcześniej dotarło już chyba wszędzie i chyba im mniejsza społeczność tym większe sieje spustoszenie. To wstępne obserwacje. Mam nadzieję, że mylne i że jestem w błędzie. Pożyjemy, zobaczymy. To temat na wiele osobnych postów....  Bo nawet jeśli rezygnujemy z dóbr, które niesie za sobą cywilizacja, życie w wielkim mieście, stolicy, na rzecz świętego spokoju, ciszy, życia w zgodzie z natura, to nie znaczy że tak będzie. Negatywne oddziaływanie wielkiego przemysłu może mieć wpływ bezpośredni nawet na takim zadupiu jak te i nawet w tak dużej odległości... wrrrrrrr... Ale jakoś będzie...musi być.....


Wszystko zależy od naszej definicji POSIADANIA WSZYSTKIEGO CO W ŻYCIU WAŻNE


piątek, 4 kwietnia 2014

Jeszcze tylko kilka dni, w sumie tylko tydzień...Ok 50 dni kroków i cała masa innych ruchów by zakończyć projekt...ale jest...Udało się...nie czuję...nie mogę czuć zmęczenia...bo teraz pakowanie...zbieranie wszystkiego do kupy...oby starczyło sił...starczy...musi...bociany w gnieździe i żurawie już czekają...

wtorek, 11 lutego 2014

Nasza Polska!

   Mamy naprawdę cudowny kraj! POLSKA jest WIELKA! Niestety rządzą nią idioci. Byłam dziś na pewnym spotkaniu na szczeblu samorządowym  i utwierdziłam się w przekonaniu, że Naszą Ojczyznę toczy naprawdę potworne raczysko, czy inne tego typu świństwo. Ludzie, którzy tworzą prawo, konstruują je w taki a nie inny sposób albo w wyniku ciężkiego stopnia debilizmu umysłowego, albo są na usługach sił z pewnością nie polskich. Mamy setki tysięcy urzędników, mnóstwo instytucji które mają obowiązek stać na straży właściwej realizacji celów, które mają wyznaczone. I co? I gówno. Nikt nic nie może, nikt nic nie wie, nikt za nic nie jest odpowiedzialny.
   MAM DOŚĆ!!! "Kto się wróblem urodził, kanarkiem nie zdechnie" I na nic zdadzą się tu nasze dobre chęci, wpływania i zmiany na lepsze w dużych, doszczętnie zepsutych aglomeracjach. Dziękuję Bogu że obdarzył mnie i moją rodzinę możliwością posiadania kawałeczka POLSKIEJ ZIEMI. Tam stworzymy Naszą Małą Ojczyznę. i tam będziemy wytwarzać przeciwciała, które pozwolą uodpornić się organizmowi na tyle, by samodzielnie, w pełni sił pozbyło się tego choróbska. Tak nam dopomóż Bóg.

sobota, 8 lutego 2014

Przewracamy wszystko do góry nogami...

Urodziłam się nad morzem, ale niemalże całe życie spędziłam w Warszawie...na osiedlu...wśród bloków...Druga połowa lat 80-tych i lata 90-te to czas mojego dzieciństwa i dorastania...czas diametralnie różny od tego w którym przyszło żyć mojej 7-letniej córce. Mój tato urodził się i wychował w typowym gospodarstwie wiejskim, we wsi którą zamieszkiwało ok 300 mieszkańców. Jako dziecko miałam to szczęście, że mogłam spędzać tam niemalże całe wakacje. Sianokosy, żniwa, eskapady na papierówki po zmroku, tłuste mleko prosto od krowy, poszukiwanie dopiero co zniesionych jajek... Wymieniać bym mogła zapewne jeszcze godzinami...

Życie w mieście ma swoje plusy, ale przeżyć doświadczonych w czasie życia na wsi, nie da się odtworzyć w żadnym innym miejscu na ziemi. Tylko na wsi...

Od prawie dziesięciu lat mieszkamy w gminie wiejskie. Ale nie na typowej wsi. Bliska odległość od stolicy uczyniła to miejsce...  hmmmm..."Sypialnią Warszawy" to jednak niedokładnie powiedziane.... Mogłabym rzec, że "betonową sypialnią Warszawy", jednakże to określenie byłoby krzywdzące dla wielu mieszkańców którzy się tu urodzili i wychowali, i których przodkowie również stąd pochodzą. Jednak beton to coś co pierwsze ciśnie mi się na usta. Społeczność lokalna, aktywność społeczna, kapitał ludzki... Tak, to wzniosłe hasła i piękne idee. Nie sądziłam jednak, że w społeczności z takim potencjałem, hasła te są tak trudne do zrealizowania... To jednak historia na osobny wpis...a nawet kilka...

Jednak temu miejscu zawdzięczam naprawdę bardzo wiele, choć nie zawsze da się to zauważyć, zwłaszcza gdy wylewamy swoje żale na trudy z którymi musimy się tu borykać. To tutaj stworzyliśmy rodzinę, dzięki możliwości mieszkania tu mamy nasz największy skarb, NASZĄ CÓRKĘ. To dzięki temu, że tu mieszkamy mogliśmy zacząć robić to co wspólnie z mężem robimy. W mieście ta praca byłaby niemożliwa. To dzięki temu miejscu, nasze życie obrało trochę inny kierunek...bez pędu. Co nie oznacza, że bez mnóstwa ciężkiej pracy, jednak nadaliśmy jej trochę inny kierunek.

A wszystko swój początek miało w niezwykłym miejscu...w starej, poniemieckiej, mazurskiej leśniczówce, mieszczącej się kilka kilometrów w głąb lasu. Głucha dzicz, cudowny las, jeziora, grzyby i jagody...i brak dostępu do jakiejkolwiek sieci komórkowej. Żyć nie umierać... To było pierwsze i jedyne miejsce gdzie mój, jeszcze wówczas nie mąż, zabrał mnie na wakacje. Jedyne, bo już nigdzie indziej nie chcieliśmy wyjeżdżać. Zaszywaliśmy się tam na miesiąc i...i po prostu żyliśmy. Nawet gdy już po ślubie urodziła nam się córeczka to wyjeżdżaliśmy tam również z nią. Niestety, realia współczesności spowodowały w końcu, że takie rodzinne ucieczki przestały być możliwe. Poczuliśmy się jakby nam wszystkim odebrano coś bardzo ważnego. Nasza córeczka czuła również to samo co my...

Ale zaraz zaraz, zaraz. Przecież mamy pracę która możemy wykonywać niemalże w każdym miejscu na ziemi, im dalej od skupisk tym lepiej. Więc czemu nie mielibyśmy znaleźć sobie takiego miejsca na ziemi w którym wreszcie będziemy mogli czuć, że żyjemy pełnią życia na co dzień, a nie tylko podczas wyjazdu na wakacje? I to  nie raz w roku, ale codziennie. Możemy? Możemy! No to obieramy kierunek...